Do dna - zdjęcie Do dna - zdjęcie Do dna - zdjęcie

Do dna

Spektakl Ewy Kaim przywołuje na kilkadziesiąt minut nasze chłopskie, muzyczne DNA. Pijemy muzykę, piosenkę za piosenką, jak kieliszek za kieliszkiem do dna, żeby nie uronić nawet kropelki i na końcu wychodzimy z teatralnej karczmy pijani światem, którego poza tą chwilą już nie ma.

Nad sceną coś wisi. Jakby jakiś kamienny dom uniesiony na pół metra do góry. Bez drzwi i okien. Ze środka walą dymy i uciekają jakieś pojedyncze głosy. Ktoś tam wewnątrz, w tym „cosiu”, gada, naśpiewuje, zbiera siły. A potem wyczołguje się stamtąd piątka aktorów-śpiewaków. Chłopaki i dziewczyny w naturalny sposób zmieniają się z aktorów w wokalistów, z wokalistów w muzyków. Przebrano ich w stroje, które są miksem elementów ludowych i młodzieżowych. Reżyserka i choreograf tworzą kilka realistycznych scenek, z których wyłoni się pieśń, lament, przyśpiewka, odzywka, piosenka.

Młody mąż jedzie furą do miasta, a jego żona prosi, żeby kupił jej jakiś prezent, inaczej grozi, że pojedzie z nim. A chłop ma przecież plan się wyszumieć, na co mu baba, więc tak, kupi wstążkę, kupi. Trzy dziewczyny kłócą się o chłopaka bez koszuli. Prawie odrywają mu skórę z klaty i pleców: to dla mnie, to dla mnie. Lepią się do tego nagiego ciała i pukają w niego sprawdzając, czy gładkie. Dwóch starych dziadów, jak ci z Mrożkowego “Indyka”, zapętliło się w powtórzeniach, do znudzenia wyśpiewuje ciąg przyczynowo-skutkowy dotyczący rzeczy, które się same nie zrobią i zachowań tak zwanego zwierzęcego inwentarza w gospodarstwie, co to nagle buntuje się przeciw przypisanym mu tradycyjnie zachowaniom.

Młodzi od Kaim pokazują dziwną, przegapianą przez nas otwartość kultury ludowej, może nie na obcego, to już by było krok za daleko, co na tego drugiego człowieka obok. Jemu źle, więc mnie też. Moja dola przegląda się w jego. Pieśni ze spektaklu pochodzą głównie ze zbioru Oskara Kolberga (nad stroną literacką spektaklu czuwał Włodek Szturc), kilka z nich znamy, większość jednak przypomina znaleziska wydobyte z dna wykopanego przy kościele dołu: popękany utwór jest jak stare radło, inny jak pogięty cebrzyk, przyśpiewka niczym wiadro bez ucha. Akompaniator, multiinstrumentalista, autor aranżacji ludowych pieśni, Dawid Sulej Rudnicki prowadzi muzyczną opowieść raz z czułością archeologa, innym razem z dezynwolturą.

Te polskie, wiejskie głosy, tonacje i artykulacje czasami przypominają warczenie ludzi na siebie, nawoływania, zawodzenia, odstraszania dźwiękiem. Dziewczyny odszczekują sobie, chłopaki pohukują na siebie. Oni nie pięknieją w pieśni, pieśni biorą się z agresywnego płaczu, bylejakiego bólu, ciągłego zmęczenia. Pieśń jest piękna pomimo wszystko. Bez udziału piękna człowieka i jego intencji. Trzeba je śpiewać starymi głosami, bo ludzie z tej wymyślonej lub utraconej wsi są od zawsze starzy. A znaczy to tylko tyle, że od razu wiedzą, że mają tylko chwilę na miłość i życie.

Łukasz Drewniak, kurator programu teatralnego w Teatrze Starym

Wszystkie teksty i muzyka pochodzą z oryginalnych źródeł pieśni ludowej oraz ze zbiorów Oskara Kolberga i ks. Władysława Skierowskiego (Puszcza Kurpiowska w Pieśni, część II, zeszyt drugi, „Rocznik Towarzystwa Naukowego Płockiego 3”, 1931-1934) i Śpiewnika Kurpiowskiego pod red. Henryka Gadomskiego.

Na scenie występuje Dominika Guzek, Agnieszka Kościelniak, Weronika Kowalska, Jan Marczewski, Łukasz Szczepanowski.

Czas trwania: 100 minut

Twórcy

reżyseria, scenariusz i opieka pedagogiczna: Ewa Kaim

dramaturgia: Włodzimierz Szturc

scenografia, kostiumy, projekcje i światło: Mirek Kaczmarek

kierownictwo muzyczne i aranżacje: Dawid Sulej Rudnicki

choreografia: Maćko Prusak

przygotowanie wokalne: Justyna Motylska

asystentka reżysera: Natalia Orkisz (III r. WRD)

Dawid Sulej Rudnicki (fortepian, basy)

Teatr Stary - Adres i dojazd

ul. Jezuicka 18, Lublin

http://teatrstary.eu/

Kup bilet
× 2 osoby obecnie przeglądają tę ofertę.