Sensualna tragi-komedia, podczas której znienawidzisz ludzi.
W trakcie spektaklu miałam wiele refleksji, najbadziej utkwiła mi: czy warto dokonywać postępów w nauce, jeśli robi się to za wszelką cenę i po trupach? Czy warto poprawić jakość życia milionów osób, jeśli w tym celu miliony zwierząt mają umrzeć? Czy warto dawać ludziom kremy z filtrem, które ochronią ich przed słońcem, jeśli testujemy je na szczurach, które myślą i czują, a my wyrzucamy jeden po drugim do kosza?
Spektakl jest pełen podobnych dylematów moralnych, przez co trudno go przetrawić. Na codzień zdajemy sobie przecież sprawę z tego, że nasz kotlet zrobiony jest ze zwierzęcia, które uwielbiało się przytulać, ale spychamy podobne myśli jak najdalej od świadomości. Poza tym przedstawienie jest pełne humoru, czasem okrutnego, który pokazuje świetną grę aktorską całej obsady, jest genialny, ale zasiewa też niepokój i myśli: „czy rozważając taki temat powinnam się śmiać?”.
Historia Mike’a i Olsena wzbudziła wiele emocji, po zakończeniu spektaklu słyszałam w tłumie pytania: „Czy powinien zabić koguta?”, „Czy gdyby przyszyć kurze odciętą głowę, nadal by żyła?”. Zastanawiałam się, czy taką relację można by było nazwać przyjaźnią. W odpowiedzi znalazł mnie cytat Junga „Tam, gdzie najważniejsza jest żądza władzy, nie ma miłości”. Myślę, że kultura patriarchatu oprócz konkretnych poglądów na role kobiet i mężczyzn daje nam jeszcze co najmniej jedną bonusową cechę - brak miłości do wszystkiego, co nie jest człowiekiem, a ona mogłaby wiele naprawić.
Jeśli chodzi o formalności, przestrzeń przedstawienia była świetnie dostosowana do wszystkich potrzeb. Tłumaczenie na PJM, napisy, ale co najważniejsze dla mojej nadwrażliwości na bodźce - delikatne, otulające światła (ale nie usypiające!), jednolite białe zasłony, wysoki sufit. Jedyny trigger warning sensoryczny to dźwięki i nie chodzi tylko o głośne i nagłe wystrzały, ale też kwestie aktorów obfite w odgłosy zwierzęce, mlaskania itp. Dałam radę je wytrzymać i wiem, że były ważne dla spektaklu, ale daję znać, że nie dla każdego widza będą odpowiednie.
Natomiast wisienką na torcie była gra aktorska Heleny Urbańskiej i Kamila Studnickiego.