Byłem na "Młodziku" do tej pory łącznie 4 razy w ciągu trzech lat i to niesamowicie wspaniałe i odkrywcze patrzeć jak aktor potrafi się zmieniać, zarówno na przestrzeni lat, jak i jednej doby. Przyjeżdżałem na spektakl do stolicy mniej więcej z rocznymi przerwami - w 2022, 2023 i 2024, z czego mój trzeci i czwarty raz był dzień po dniu (taki sobie podwójny prezent urodzinowy sprawiłem). Spektakl jest niesamowicie niezmienny, stabilny, konsekwentny, poza jednym elementem - aktorem Krzysztofem Oleksynem. I to jest prawdziwym wybawieniem od znużenia dla osób, które oglądają ten sam spektakl kolejny i kolejny raz, gdyż nigdy nie wiadomo jak w danym dniu aktor odegra swoją rolę. A jeszcze bardziej zaskakujące było to, że trzeci spektakl, który widziałem zagrał podobnie jak poprzednie (sprzed roku i dwóch), a czwarty, który nastąpił dzień później, zupełnie inaczej! Nie wiem czym było to powodowane, prawdopodobnie nieplanowaną zmianą formy psychofizycznej, ale było to wspaniałe. Za pierwszym i drugim razem Oleksyn wchodził w swoją rolę głęboko, wypowiadał kwestie wolno i stanowczo. Był pewnym siebie buntownikiem, "rewolucjonistą", Za trzecim razem tworzył swoją postać podobnie pod względem charakteru, jednak fizycznie było zupełnie inaczej. Wyglądał na wyjątkowo zmęczonego, poruszał się o wiele wolniej, oczy mu się przymykały, zwłaszcza w drugiej części spektaklu. Troszkę się przemęczyłem, byłem lekko znużony spektaklem. Pomyślałem sobie, że czar "pierwszego razu" minął i może nie ma sensu przychodzić następnego dnia, oglądać czwarty raz ten spektakl. Miał to być drugi dzień spektaklu z trzech zaplanowanych dni pod rząd w tamtym tygodniu. Pomyślałem - skoro już pierwszego dnia jest zmęczony, to co będzie kolejnego? Jednak bilet był kupiony, nie miałem żadnej alternatywy, więc poszedłem. I jak dobrze, że to zrobiłem! Nie wiem co się wydarzyło w ciągu 24 godzin, lecz ku memu zaskoczeniu odkryłem zupełnie nowego Oleksyna. A raczej - zupełnie nowego Dołgorukiego. Nie dość, że tryskał energią, to stworzył zupełnie inną postać pod względem charakteru od trzech poprzednich razów, gdy go widziałem. Odbiór tej roli w mych zmysłach zmienił się kompletnie. Wcześniej grał szerzej, grubiej aktorsko, głębiej, bardziej z "emocji" wydobywał dialogi. A teraz? Bardziej jak z "rzemiosła", z automatu, jak taki cwaniaczek, może nawet robot. Mówił o wiele szybciej niż zawsze, lżej, często uśmiechał się takim szelmowskim, cwaniackim uśmiechem. Był wręcz takim trochę ironicznym, złośliwym nastolatkiem, który jest przemądrzały, mimo że nie ma do tego podstaw, taki figlarny figo fago z wyższym tembrem głosu i szybszą mową. Bardzo mocno kontrastował z poprzednimi wersjami, a zwłaszcza z wersją z poprzedniego dnia. Był troszkę zbyt lekki, energiczny, żwawy, przezroczysty, "wąski". Pozostała obsada za każdym razem grała identycznie, co do joty, a Oleksyn nie. On jeden gra swoją rolę na przestrzeni lat "niestabilnie" niekonsekwentnie. I chwała mu za to. W tym paradoksalnie jego siła, że potrafi zagrać tę samą rolę inaczej. Mam nadzieję, że to było celowe, a nie objaw przypadku. A jeśli to zwykły przypadek, to mam nadzieję, że to zauważył. Chociaż dla "pierwszorazowych" widzów może to być zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem, w zależności na jaką wersję postaci trafią i na którą by woleli trafić. Mi osobiście najbardziej podobała mi się jego pierwsza i druga wersja, gdzie był odpowiednio zbalansowany pod każdym względem. Ale ostatnia również była ciekawa. To sprawia, że można iść na ten sam spektakl kilka razy nie tylko po to, by dostrzec rzeczy, usłyszeć dialogi, których wcześniej nie wyłapałeś, ale po to, by czerpać radość z patrzenia jak aktor inaczej kreuje tę samą rolę. Aktor miewał też wahania wagi - na początku wyglądał "normalnie", po roku przybyło mu trochę kilogramów, a po dwóch był o wiele szczuplejszy niż za pierwszym razem. Ktoś powie "jakie to ma znaczenie, przecież na grę aktorską to nie wpływa". No jednak mimo wszystko miało to wpływ na odbiór jego jako postaci, gdyż jego ekspresja, zwłaszcza na twarzy, trochę się różniła. I to również było wspaniale doświadczyć, zobaczyć, że nawet masa ciała ma wpływ, może nie tyle na grę aktorską, co na odbiór postaci przez widza. Będąc dwa dni pod rząd wyłapałem pewne różnice w dialogach, gdzieś czegoś zabrakło, gdzieś coś dodano, coś zmieniono. Jednego dnia "Robi mi schadzkę? Nie, chyba nie" a drugiego "Robi mi schadzkę? Wiedziałem!". I nawet jeśli to zwyczajna pomyłka albo improwizacja (chociaż ja dalej chcę wierzyć, że takie zagrywki są celowe), to również jest to wspaniałe. Ciekawe czym główny aktor zaskoczy mnie za piątym razem...